Najważniejsze rzeczy i tak na bieżąco mam zapisane gdzieś na zewnątrz, żeby być zabezpieczona na wypadek katastrofy.
A format to zawsze rodzaj kapitulacji i przyznania się do bezradności :) Nie mając nic do stracenia przetestowałam apt pinning, żeby wiedzieć, czy to takie proste w praktyce, w ramach testu aktywowałam źródła Debiana, które miałam zapisane, ale nieaktywne i okazuje się, że to naprawdę proste i czyni cuda. Nigdzie konfliktów nie pokazuje, mieszania jak dotąd nie zablokowałam całkowicie. Traktuję to jako próbę generalną :)
W przypadku, kiedy instalacja pociąga za sobą pobranie paru innych pakietów, bywa, że ściąga się z kilku różnych źródeł w jednym przypadku. Nie wiem jeszcze, czym to się kieruje przy wyborze. A czasami dziwne rzeczy widzę:
apt upgrade
(Odczytywanie bazy danych ...
(Odczytywanie bazy danych ... 5%
[...]
supported-versions: WARNING! Unknown distribution: linuxmint
ubuntu found in ID_LIKE, treating as Ubuntu
supported-versions: WARNING: Unknown Ubuntu release: 18
Zaintrygowana, spróbowałam teoretycznie ocenić jak właściwie sytuacja wygląda, na podstawie informacji z Synaptica. Przybliżone wyniki, uwzględniając fakt, iż Synaptic też ma problem z interpretacją sprzecznych danych:
Ubuntu: 28,5-48,5%
Mint: 35-55% (brak ograniczeń, próba byłaby zbyt ryzykowna)
Debian, głównie 8: 6,5-7% (blokowanie konfliktów, mieszanie chyba zachodzi)
Kali Linux: 5,8-6% (blokowanie konfliktów, mieszanie zachodzi, zaskoczona jestem trochę taką zawartością)
SparkyLinux: 3,2% (blokowanie konfliktów, mieszanie dotąd nieznaczne)
Bunsen-Labs: 0,84% (brak ograniczeń poza domyślnymi, niewielki wpływ)
Przy okazji odkryłam, że dpkg i init (zapewne nie tylko) obecnie to też Kali.
Wyrok odroczony na nieokreślony czas. Jakkolwiek ten dziwny eksperyment się skończy, będę bogatsza o nową wiedzę :)