Sądzę że wiaratów nie ma
, stawiać linuksa na NTFS? Choć chyba na *buntu forum było o tym kiedyś głośno (i modnie).
Z tego co widzę to W10 ma zaimpletowaną obsługę EXT4 a nawet FS z Appla (HFS) tyle że niby to jest wyłączone w usługach i w ogóle. Dla mnie w Microsofcie wyłączyć = ukryć, zatem nigdy nie wiadomo czy Defender faktycznie nie widzi FS linuksa.
Dlaczego tak sądzę?
Od ponad 3 godzin w jednej stacjonarce mam mały SSD m.2 32GB a na nim testowo W10 pro. Wrzuciłem do kompa stary dysk HDD sformatowany na ext4, jedna partycja i nic więcej. W UEFI mam ustawione usypianie dysków SATA po 3 minucie, w windows10 po minucie. Zostawiam kompa nic na nim nie robiąc, ekran gaśnie i cisza. Po około 5,6,7 minutach widzę diodkę led dysku hdd i słyszę jak głowica zaczyna orać talerze. Sam z siebie nie może nic robić, na dysku nie ma swapu, temp, cache, jest tam tylko 10000 identycznych plików *.txt w których zmieniono tylko i wyłącznie rozszerzenia, zatem jest tam 1000 *.jpg, 1000 *.pdf i tak dalej.
Nie mogę zlokalizować w usługach i procesach tego, co jest odpowiedzialne za dokonywanie "orki" na dysku. Schowało się w któregoś svhosta systemowego i szczerze mówiąc wychodzi na to że Explorer coś rzeźbi, tak wygląda to oficjalnie na ekranie.
Sądzę że M$ ma jakąś inną zabawkę i podpina ją pod explorera aby nie denerwować tych trochę "bardziej" ogarniętych w Windows. Innego wytłumaczenia chyba nie ma, albowiem w W10 wyłączone zostało wszystko a w Defenderze dodano wyjątki.
Dla przykładu: pozostawiony bezczynnie Mint i Arch ani razu nie włączyły dysku hdd.