Wzdeh...
Robisz/wyrabiasz certyfikat, w którym jest pole SAN ("
Subject Alternative Name"), które i tak jest wymagane, bo w najnowszych przeglądarkach certy bez SAN są uważane za niepoprawne.. W polu SAN umieszczasz tyle wpisów DNS, ile dusza zapragnie,
tutaj masz przykład dla Digicert-a, ale zasada jest taka sama dla innych providerów.
Potem dla każdej wirtualki po SSL wskazujesz ten sam certyfikat i klucz.
I na koniec - jak już w ogóle robisz SSL (chwała Ci za to), to zrób
wszystko po HTTPS (a dla "niegramotnych" niech adres po HTTP przekierowuje na ten sam adres po HTTPS)