Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie opanowanie RH 253 (
przykładowy opis), który mógłby uzupełnić moje braki w edukacji.
Astronomicznej ceny (pięć tysiaków) nie miałem w życiu we własnej kieszeni
Takie rzeczy finansuje albo pracodawca, albo urząd pracy (trzeba go jednak przekonać o "niemal pewnym" zatrudnieniu po zaliczeniu kursu).
Przeraża mnie bardziej coś innego: czas trwania takiego kursu. Ten, który przytoczyłem, trwa 4 dni. Jestem niemal pewien, że jakość nauczania może być tam niska: zmusza do przyswajania wiedzy nastawionego na zaliczenie, a nie zrozumienie. W końcu kursy to komercyjna działalność: egzaminator chce zarobić, a uczestnicy chcą mieć po prostu papier.
Ktoś zapyta, skąd to domniemanie niskiego poziomu, skoro nigdy nie brałem udziału w takim kursie.
W roku 2008 na UMK w Toruniu wypatrzyłem dwa semestralne kursy prowadzone przez tę samą osobę (dr hab. Jacek Kobus):
http://www.fizyka.umk.pl/~jkob/labul-wyklad.pdfhttp://www.fizyka.umk.pl/~jkob/diagopt.pdfMyślę, że prowadzący nie zmarnował czasu, jaki dostał na te zajęcia, ja również.
Kluczowe było to, że czas ten był różny: pierwsze zajęcia to 2 h wykładu + 2 h ćwiczeń, drugie - 2 h wykładu. Mniej więcej, drugie zajęcia w sumie dawały tyle godzin co wspomniany kurs RH, ale były rozłożone na cały semestr, a nie upakowane w czterech dniach. Miałem więc tydzień czasu na własne lektury i ćwiczenia, na następne zajęcia miałem gotowe pytania.
Wątpię że w ekspresowym tempie kursu byłbym w stanie cokolwiek sensownego sformułować, nie mając wcześniej do czynienia z materiałem. Prowadzący nie musiał poświęcać mi dodatkowego czasu, a mimo to wielu rzeczy (choćby monitorowania kolejek podsystemu wejścia-wyjścia) nie rozpracowałem do teraz. Jestem ciekaw czy taki, powiedzmy, RH442 (
przykład) dałby mi głębsze spojrzenie, czy więcej powierzchownego.
Co innego było semestr wcześniej na ćwiczeniach. Miałem okazję zmierzyć się na żywo z konfiguracją i od czasu do czasu pomęczyć prowadzącego pytaniami. Na ćwiczeniach dopiero wychodziły ciekawe problemy i był czas na ich rozwiązanie (włącznie z domowym trawieniem). Sprzyjała temu mała liczba uczestników.
Krótko mówiąc, nawet dobry wykładowca i pasjonat z próżnego (zasobu czasu) nie naleje. Kilka lat wcześniej trafił mi się inny prowadzący, który nie zdawał się lubić tego co robi, a tu nawet czas niewiele pomoże...
W każdym razie, warto orientować się czy w najbliższym semestrze leci coś ciekawego i zapytać o zgodę na udział. Na komercyjne zaś kursy chyba najlepiej zajrzeć maksymalnie przygotowanym, by móc zdążyć pytać. W końcu pieniądz idzie na interaktywny kontakt z żywym człowiekiem, a nie jednostronną lekturę (od tego są internetowe zasoby).
Sam, jak widać, nie należę do ludzi na tyle kumatych, by wydawało mi się, że opanuję ze zrozumieniem materiał serwowany w takim tempie
.